XIX. „Wladca 'swiata”
— St'oj! — szepnal pewnego razu stary Mongol-przewodnik, gdy'smy na wielbladach przebiegali stepy okolo Cagan-Luka. — St'oj!
Mongol z jakim's religijnym strachem ze'slizgnal sie ze swego wielblada, a ten polozyl sie bez zadnego rozkazu. Mongol zlozyl rece przed twarza. Obracajac sie na cztery strony 'swiata, szybko powtarzal: „Om! Mani padme, Hung!” reszta Mongol'ow natychmiast zatrzymala swe wielblady i konie i rozpoczela modlitwe.
— Co sie stalo? — my'slalem ze zdumieniem, widzac przed soba zielona, wiosenna juz trawe, niebo bez 'sladu oblok'ow i powietrze nieruchome, jak gdyby 'spiace w lagodnych promieniach zachodzacego slo'nca.
Mongolowie dlugo stali zatopieni w modlitwie, wreszcie zaczeli do siebie co's szepta'c, nastepnie za's umocowali siodla i wory i ruszyli dalej.
— Czy widziale's — spytal mnie stary przewodnik — jak trwoznie strzygly uszami nasze wielblady, jak tabuny koni staly z podniesionymi, przerazonymi glowami na wzg'orzu i jak przycisnawszy sie do ziemi lezaly stada owiec? Czy's zauwazyl, ze nie lataly ptaki i nie biegaly imurany i szczury? Wszystko sie zatrzymalo, wszystko sluchalo w trwodze… Powietrze z lekka drgalo i nioslo z daleka pie's'n d'zwieczna a przenikajaca do duszy czlowieka, zwierza i ptaka. Niebo i ziemia przestaly oddycha'c. Wiatr ustal nagle i slo'nce zatrzymalo sie w swym biegu. W takiej chwili zatrzymuja sie skradajacy sie do stada wilk i ry's; przerywa sw'oj szybki bieg stado wystraszonych dzereni[20]; wypada n'oz z rak pastucha, zamierzajacego zarzna'c barana lub wolu; 'swistaki nie ryja swych nor; krwiozerczy gronostaj nie napada na 'spiaca salge[21]; nie plyna na firmamencie zasluchane ksiezyc i gwiazdy. Wszystko w zachwycie i trwodze modli sie, oczekujac wyroku. Tak bylo przed chwila. W swojej dalekiej, skrytej pod ziemia 'swiatyni „Wladca 'Swiata” modlil sie i pytal Boga o losy wszystkich lud'ow ziemi…
Tak opowiadal mi stary Mongol, prosty pastuch, przewodnik i my'sliwy…
Ludzie starzy na rzece Amyl opowiadali mi slyszana od dziad'ow legende o Mongolach, kt'orzy skrywajac sie przed hordami Dzengiza, weszli do podziemi „Wladcy 'Swiata”. Sojot pokazal mi w poblizu jeziora Nogan-Kul jaskinie, kt'ora miala by'c wej'sciem do pa'nstwa podziemnego.
Przez te jaskinie podobno dotarl do „Wladcy 'Swiata” jaki's zablakany my'sliwy sojocki i powr'ociwszy zaczal w zachwycie opowiada'c, co widzial, lecz lamowie obcieli mu jezyk, aby milczal i nie blu'znil. W glebokiej staro'sci my'sliwy powr'ocil do krainy podziemnej, kt'orej wspomnienie rozpromienialo i upiekszalo jego ciezkie, surowe zycie nomady.
Szczeg'olowsze wiadomo'sci slyszalem o „Wladcy 'Swiata” od Dzelyb-Dzamsrap-Hutuhtu w Narabanczi-Kure; napomykal tez o nim Tuszegun-Lama; w chwilach uniesienia wspominali o nim „Zywy Buddha” i baron Ungern.
Zaczalem robi'c pewne kroki dla zbadania tej legendy.
Przyboczny lama i gelong ksiecia Czultun-Bejle, mnich uczony i oczytany, proszac o tajemnice, opowiedzial mi o pa'nstwie podziemnym.
— Na ziemi wszystko jest zmienne — m'owil — ludy, nauka, wiara i moralno's'c. Ilez to zniklo wielkich pa'nstw i wspanialych kultur? Bez zmiany pozostaje tylko zlo, bro'n zlych duch'ow. 60.000 lat temu jeden czlowiek 'swiety z calym swoim plemieniem ukryl sie w podziemiach, w nieznanych, olbrzymich jaskiniach i nigdy juz nie zjawil sie na powierzchni ziemi. Wielu ludzi bogobojnych zwiedzalo te podziemia. Byli tam Sakkya-Muni[22], Paspa, byl sultan Baber. Gdzie jest to miejsce, tego nikt nie wie 'sci'sle. Jedni powiadaja, ze w Indiach, inni, ze w Afganistanie. Mieszka'ncy podziemi rzadza sie takimi prawami, przy kt'orych zbrodnie i grzech sa niemozliwe. Wszyscy ludzie sa zabezpieczeni od zlego. Nauki kwitna i nie grozi im zanik, jak to sie zdarza na ziemi. Dlatego ludno's'c podziemi doszla do wysokiej wiedzy. Teraz jest to juz cale olbrzymie pa'nstwo… miliony ludno'sci… Na ich czele stoi „Wladca 'Swiata”, kt'ory panuje nad wszystkimi silami wszech'swiata, czyta w duszach ludzi i zna ich losy. Kieruje on niewidzialnie zyciem i polityka 800 milion'ow ludzi, kt'orzy na pierwsze jego wezwanie uczynia wszystko, czego on zazada…
W tym miejscu ksiaze Czultun-Bejle dodal:
— Jest to pa'nstwo Aharty. Rozciaga sie ono przez wszystkie podziemia 'swiata. Slyszalem jednego uczonego kanpo z Chin, opowiadajacego, ze podziemia Ameryki sa zamieszkane przez lud starozytny, kt'ory ukryl sie pod powierzchnia ziemi. Tymi podziemnymi ludami rzadza obrani przez nie kr'olowie, kt'orzy najwyzsza wladze i kierownictwo przyznaja „Wladcy 'Swiata”. Czyz jest w tym co's dziwnego? Czyz wy, Europejczycy, nie wiecie, ze w oceanie Zachodu byla olbrzymia ziemia, kt'ora znikla w otchlani wraz z miastami i lud'zmi?! Znikala jednak stopniowo. Ludzie wiec potrafili uratowa'c sie, przechodzac do podziemi. W glebi jaski'n pala osobliwy ogie'n, przy 'swietle kt'orego proso i jarzyny wydaja obfite urodzaje, a zycie staje sie dlugie i bezbolesne. Jeden stary bramin buddyjski z Nepalu odbyl z rozkazu bog'ow podr'oz do Siemu[23], gdzie spotkal rybaka, kt'ory dlugo plynal z nim morzem, az doplyneli na trzeci dzie'n zeglugi do wyspy. Tu bramin widzial tubylc'ow o dw'och jezykach, kt'orymi mogli m'owi'c naraz z dwoma lud'zmi mowa r'oznych narod'ow. Pokazali mu oni dziwne, nie widziane nigdy na ziemi zwierzeta: z'olwie o 16 nogach, olbrzymie weze, posiadajace smaczne mieso, ptaki z zebami ryb. Ci dziwni ludzie opowiedzieli podr'oznikowi, ze wyszli z Aharty wraz ze zwierzetami.
Lama-Turgut, czlowiek madry i bogobojny, kt'ory jechal ze mna z Urgi do Pekinu, opowiadal mi jeszcze wiecej szczeg'ol'ow o pa'nstwie Aharty.
— Mieszka'ncy Aharty sa to ludzie uczeni i posiadaja wysokie stopnie magiczne. Nie mozemy sobie nawet wyobrazi'c calej glebi ich wiedzy! Stolica Aharty jest otoczona miastami, zamieszkanymi przez wysokich kaplan'ow, przypomina za's Lhasse w Tybecie, gdzie stolica Dalaj-Lamy czyli Potala, jest szczytem g'ory, zlozonej z klasztor'ow i 'swiaty'n. Tron „Wladcy 'Swiata” otaczaja miliony przeistoczonych duch'ow i bog'ow. Sa to 'swieci pandita. Palac „Wladcy” otaczaja domy poteznych przez swoja moc magiczna „goro”, kt'orzy wladaja silami ziemi, nieba, piekla i wody. W ich reku zycie i 'smier'c lud'ow. Oni moga wysadzi'c w powietrze polowe naszej ziemi, osuszy'c morze, stepy zmieni'c w ocean a g'ory rozsypa'c w piasek pustyni. Na ich rozkaz wyrastaja drzewa i kwiaty; starcy staja sie mlodzie'ncami; umarli zmartwychwstaja. „Goro” mkna waskimi, podziemnymi szczelinami na nieznanych nam wozach przez olbrzymie jaskinie, oblane tajemniczymi, zachwycajacymi promieniami; wznosza sie na niebotyczne szczyty i spuszczaja w otchla'n ziemi. Blogoslawiony Sakkya-Muni znalazl na szczycie jednej g'ory tablice kamienna z napisem, kt'ory potrafil odczyta'c dopiero w glebokiej staro'sci i potem dotarl do Aharty, skad przyni'osl ludziom okruszyny wiedzy wielkiej i tajemniczej.
— We wspanialym palacu z polyskujacego krysztalu przebywaja ci, kt'orzy pozostajac nieznani, rzadza wszystkimi szlachetnymi i bogobojnymi lud'zmi. „Wladca 'Swiata”, czyli „Wielki Nieznany” lub Brahytma, moze widzie'c Boga i odzywa'c sie do Niego tak, jak ja m'owie do pana. Brahytma ma dw'och pomocnik'ow: Mahytma, kt'ory zna cel przyszlych wypadk'ow i Mahynga, kierujacego przyczynami tych wypadk'ow.
'Swieci „goro” badaja 'swiat widzialny i niewidzialny i jego sily. Najucze'nsi z nich, zbierajac sie czasami na narade magiczna, wysylaja go'nc'ow w takie dziedziny, do kt'orych nigdy nie docieral rozum i wzrok ludzki. Jeden z Taszy-Lam'ow, kt'ory zyl przed 850 laty, w taki spos'ob opisuje ten obraz:
— „Goro” skladaja swoje rece na wybranego i usypiaja go. Obmywszy jego cialo woda z magicznymi trawami, czyniacymi cialo ludzkie nieczulym na b'ol i twardszym od skaly, owijaja je w tkaniny magiczne ze znakami Zodiaku, mocno zawiazuja i rozpoczynaja modly, widzac, slyszac i pamietajac wszystko. Nastepnie podchodzi do niego „goro” i patrzy mu w oczy poteznym, rozkazujacym wzrokiem. Powoli cialo odrywa sie od ziemi, staje sie przezroczyste, zdolne przebija'c sklepienia jaski'n podziemnych i znika. „Goro” siedzi, nie odrywajac oczu od oddalajacego sie go'nca Aharty i kieruje jego lotem. Niewidzialne, 'swietlane nici lacza „goro” z go'ncem. „Goro” i pandita wysylaja go'nc'ow w przestrzenie, oddzielajace gwiazdy, a ci obserwuja zycie i zjawiska innych 'swiat'ow, poznaja nieznane ludy i ich losy, sluchajac ich mowy i czytajac ich ksiegi. Inni go'ncy wstepuja w plomie'n, buchajacy ze 'srodka ziemi i widza tam istoty ognia, szybkie i zle, stale walczace, roztapiajace i kujace metale w niedosieznych glebiach ziemi, nagrzewajace wode dla goracych 'zr'odel, kt'ora nastepnie wylewaja na ziemie przez wierzcholki pustych, roztopionych w 'srodku szczyt'ow g'orskich. Niekt'orzy go'ncy mkna po'sr'od niepostrzezenie chybkich, drobnych jak pylek, przezroczystych istot powietrza i przenikaja tajemnice ich istnienia i cel ich zycia lub plywaja w morzach i poznaja 'swiat madrych istot wody, roznoszacych cieplo po ziemi i rodzacych wiatry i burze. W Erdeni-Dzu byl niegdy's pandita-hutuhtu, przybyly z Aharty. Umierajac przekazal wiernym to, co widzial i slyszal, gdy pokorny woli „goro” przebywal na czerwonej gwie'zdzie wschodniej, plywal w oceanie pokrytym lodem i wirowal po'sr'od istot podziemnego plomienia.
Takie opowie'sci slyszalem nieraz w jurtach mongolskich, w koczowiskach ksiazat i w klasztorach lamaickich. Opowiadano to glosami powaznymi, nie dopuszczajacymi watpliwo'sci…
— Tajemnica…