XVII. Ostatnia noc
Baron Ungern zorganizowal bardzo wygodna jazde dla calej naszej grupy na wsch'od. M'oj agronom, a z nim dw'och zolnierzy polskich dostali wielblady, wozy, zywno's'c i przewodnik'ow i mieli kierowa'c sie na granice Bargi, przejecha'c ja z poludnia na p'olnoc, dotrze'c do stacji kolejowej Chajlar; stad koleja, sprzedawszy konie i wozy, mieli dojecha'c do Charbina i Szanghaju, gdzie byly juz konsulaty polskie.
Ja za's otrzymalem w prezencie od barona i „boga” samoch'od, kt'ory mial mnie odwie'z'c ta sama droga do jeziora Buir-Nor na granicy Bargi, gdzie powinienem byl spotka'c agent'ow Ungerna, kt'orzy ulatwiliby mi przejazd ko'nmi do Chajlaru. Ze mna zamierzal jecha'c lama z plemienia Turgut'ow z listami barona do Chin. M'oj wyjazd mial nastapi'c nazajutrz 21 maja 1921 roku, w godzine po opuszczeniu przez Ungerna stolicy mongolskiej, skad wyruszal z dywizja na p'olnoc na wyprawe przeciwko wojskom bolszewickim na pograniczu Zabajkala.
Nadszedl ostatni wiecz'or mego pobytu w Urdze. Na obiedzie bylem u barona. Ungern byl spokojny i zamy'slony. Po obiedzie pojechali'smy do ksiecia Dzam-Balona. Jurta ksiecia stala na kra'ncu dzielnicy rosyjskiej, a byla urzadzona z nadzwyczajnym przepychem.
Gdy samoch'od zatrzymal sie przed jurta, ksiaze wyszedl na nasze spotkanie. Usadowil nas na wspanialych poduszkach, kazal poda'c male stoliki, na kt'orych po chwili zjawila sie herbata w chi'nskich porcelanowych filizankach, ciastka, orzechy, daktyle i rodzynki. W glebi jurty stal duzy oltarz z posagiem Buddhy i z kilku jarzacymi sie 'swiecami. Na 'scianach polyskiwala bro'n r'oznego gatunku i wisialy bogate siodla i uzdy.
— Dzi's ostatnia noc, Dzam-Balonie! — rzekl baron. — Obiecale's!…
— Pamietam! — odparl Buriat. — Wszystko przygotowane…
Dlugo sluchalem wojennych opowiada'n tych starych przyjaci'ol bojowych, ich wspomnie'n o zabitych towarzyszach i ciezkich, niebezpiecznych przygodach na froncie niemieckim i bolszewickim… Na zegarze wybila p'olnoc. Dzam-Balon wstal i wyszedl.
— Chce jeszcze po raz ostatni zapyta'c o sw'oj los — rzekl general glosem zaklopotanym, jak gdyby sie usprawiedliwiajac. — Nie czas mi jeszcze umiera'c, dla sprawy — nie czas!
Buriat powr'ocil razem z mala kobieta w nieokre'slonym wieku. Usiadla przy piecyku i ukloniwszy sie nam utkwila swoje czarne oczy w twarzy Ungerna.
Baron w milczeniu skinal w jej strone, lecz kobieta dlugo jeszcze siedziala nieruchoma, chwilami tylko nas bystrym wzrokiem ogarniajac.
Cere miala biala, daleko bielsza niz zwykle Mongolki, rysy r'owniez o wiele drobniejsze i delikatniejsze, usta pelne, male, 'swieze. Odziana byla nie po mongolsku, w czysta suknie koloru ciemnego, a na czarnych wlosach miala narzucona chustke w pstre pasy. Po jakim's czasie dowiedzialem sie, ze byla to najslawniejsza w'sr'od Buriat'ow czarownica i wyrocznia, c'orka Cyganki i Buriata. Kobieta powolnymi ruchami, jak gdyby od niechcenia, wyjela woreczek z zi'olkami i lopatke barania. Szepczac jakie's slowa niezrozumiale, od czasu do czasu rzucala do ognia zi'olka. Wkr'otce poczulem ostry zapach, lekki zawr'ot glowy i gwaltowne bicie serca.
Czarownica, spaliwszy caly zapas zi'ol, wlozyla w ogie'n ko's'c, opalila ja i zaczela uwaznie oglada'c ze wszystkich stron. Nagle twarz jej kurczowo sie 'sciagnela, w oczach zjawil sie przestrach i b'ol. Zerwala z glowy chustke, krzyknela przera'zliwie, upadla i zaczela sie wi'c w konwulsjach, wyrzucajac glosem chrapliwym urywane zdania:
— Widze… gro'znego boga wojny… Zycie idzie… straszne… za nim cie'n… czarny jak noc… czarny… Zycie kroczy dalej… Pozostaje do mety… 130 krok'ow… dalej ciemno's'c… nic nie widze!… nic nie widze!… Znikl b'og wojny…
Ungern ze smutkiem w oczach spojrzal na mnie.
— Znowu 130… 130 dni! — szepnal w rozpaczy.
Kobieta spala, upadlszy na wznak i rozlozywszy rece, lecz w pewnej chwili wydalo mi sie, ze spostrzeglem blysk jej ostrych 'zrenic pod czarnymi rzesami.
Sludzy Buriata wynie'sli bezwladne cialo czarownicy, malej, tajemniczej kobiety, kt'ora brala w tragedii urgi'nskiej jaki's niezrozumialy dla mnie udzial.
W jurcie zapanowalo dlugie i ciezkie milczenie. Ungern wstal i zaczal szybko chodzi'c, szepcac co's z cicha. Wreszcie zatrzymal sie i z palajacymi oczyma zaczal 'spiesznie m'owi'c:
— Umre… wszystko jedno! Sprawa zaczeta nie umrze… Widze juz przyszle losy mego dziela… Plemiona Dzengiz-Chana obudzone. Nikt juz nie potrafi zgasi'c ognia roznieconego w piersi Mongol'ow! Po uplywie niedlugiego czasu Mongolia stanie sie olbrzymim pa'nstwem od Spokojnego i Indyjskiego Oceanu do Wolgi. Madra nauka Buddhy bedzie sie szerzyla na Zach'od i P'olnoc. Bedzie to zwycieski poch'od ducha! Zjawi sie bojownik, w'odz potezniejszy od Dzengiza i bardziej stanowczy niz Ugedej. Bedzie on madrzejszy i milo'sciwszy niz sultan Baber i potrafi utrzyma'c wladze nad Azja i Europa do tego szcze'sliwego dnia, gdy zjawi sie z glebi swego podziemnego pa'nstwa „Wladca 'Swiata”. Lecz dlaczego, dlaczego mnie juz nie bedzie w'owczas w pierwszych szeregach rycerzy buddyzmu?! Lecz trudno! Taki wyrok Karmy…
Postapil kilka krok'ow, zatrzymal sie i rzekl znowu:
— Tak bedzie, ale najpierw Rosja powinna sie oczy'sci'c z ha'nby rewolucji! Oczy'sci'c sie przez krew i 'smier'c! Zywiolowym wybuchom przeciwko gwalcicielom duszy ludzo'sci nie wolno stawia'c zadnych przeszk'od!
Ungern trzasl reka w powietrzu, grozac komu's niewidzialnemu, komu's przekazujac swa ostatnia wole.
Zaczelo 'swita'c…
— Juz czas! — rzekl. — Za godzine wyrusze z Urgi.
Mocno i kr'otko u'scisnal nam rece, wyszedl z jurty, ale za chwile powr'ocil i rzekl ponuro:
— Zegnam was na zawsze! Umre straszna 'smiercia, lecz jak 'swiat 'swiatem, ludzko's'c nie widziala takich okropno'sci, jakie ja jej pokaze, gdy wtargne do Syberii ze swoja dywizja!
Drzwi sie zamknely.
Milczeli'smy, nie mogac ochlona'c ze wzruszenia; ciezkie my'sli tloczyly sie nam do glowy.
— Czas juz i na mnie! — powiedzialem wstajac. — Dzi's przeciez i ja odjezdzam.
— Wiem o tym! — odparl Dzam-Balon. — Baron pozostawil pana u mnie rozmy'slnie. Dam panu jeszcze jednego pasazera do samochodu, mongolskiego ministra wojny, kt'ory dopomoze panu w drodze, pan za's dowiezie go do jego koczowiska. Jest to dla pana niezbedne…
Buriat wym'owil te slowa z takim naciskiem, ze nie wypytywalem go nawet o szczeg'oly, poniewaz podczas 9 dni pobytu w Urdze zdazylem sie juz przyzwyczai'c do tajemnic tego gniazda zlych i dobrych duch'ow.