XIII. Cienie dawnych wiek'ow
Widzialem nieraz w starych zamczyskach Francji, Wloch i Anglii szary, miekki kurz na gzymsach 'scian i na framugach okien; widzialem w katach piwnic i loch'ow cale plachty starej, czarnej pajeczyny… Sa to r'owniez zabytki dawno minionych wiek'ow! Moze ten pyl dotykal twarzy, helm'ow i miecz'ow rzymskiego Augusta, 'Sw. Ludwika, Wielkiego Inkwizytora lub Galileusza? Mimo woli gleboki szacunek i rozrzewnienie ogarnia dusze przed tymi 'swiadkami dawno ubieglych epok. Takie samo wrazenie mialem w Ta-Kure. Moze nawet jeszcze glebsze i silniejsze! Zycie tu plynelo tym samym lozyskiem, kt'orym plynelo r'owniez tysiac lat temu. Caly lud zyje tu tylko przeszlo'scia, wspomnieniami, legendami i tradycjami; wszystko, co jest wsp'olczesne, wikla tylko to pierwotne, naturalne zycie Mongol'ow.
— Dzi's dzie'n wielki — oznajmil mi pewnego wieczora Bogdo — dzie'n zwyciestwa buddyzmu nad wszystkimi innymi wyznaniami! W tym dniu przed o'smiu wiekami wielki chan Kublaj zawezwal do siebie kaplan'ow wszystkich wyzna'n i rozkazal im opowiada'c, w co i jak kazdy z nich wierzy. Wszyscy wychwalali swoich bog'ow i swoich najwyzszych kaplan'ow. W'sr'od lam'ow zaczal sie sp'or. Tylko jeden lama milczal. Wreszcie poblazliwie sie u'smiechnal i rzekl:
— Wielki Bogdo-Chanie, panie i wladco! Rozkaz kazdemu z nich uczyni'c cud i dowie's'c sily swoich bog'ow. P'o'zniej wybierz sam boga najpotezniejszego!
Kublaj-Chan zgodzil sie na jego rade i wydal kaplanom rozkaz wykonania cudu; lecz wszyscy milczeli i nikt nie ruszyl sie z miejsca.
— Teraz — rzekl nachmurzony chan do milczacego lamy — musisz uczyni'c cud ty, nieproszony doradco! Dowied'z potegi swych bog'ow!…
Lama dlugo i uporczywie wpatrywal sie w oczy chana, p'o'zniej objal wzrokiem wszystkich obecnych i wyciagnal reke. W tej chwili zloty kubek chana oderwal sie od stolu, a reka niewidzialna przycisnela go do ust Kublaja, kt'ory uczul smak rozkosznego, orze'zwiajacego napoju. Wszyscy oniemieli, a wielki Kublaj, wladca Mongolii, Chin, Syjamu i Indii, zawolal:
— Chce sie modli'c do twoich bog'ow i do nich beda zanosily modly podwladne mi narody, plemiona i szczepy od kra'nca po kraniec ziemi! Jak sie nazywa twoja wiara, kto's ty jest i skad przybyle's?
— Moja wiara to nauka madrego Sakkya-Muni-Buddhy. Jestem Pandita-Lama-Turdzy-Gamba z dalekiego, 'swietego klasztoru Sakkya w Tybecie, gdzie przebywa wcielony w czlowieka duch „nauczyciela madrych”, cala jego wiedza i potega. Pamietaj kr'olu, ze narody wyznajace nasza wiare beda wladaly wszystkimi obszarami kraj'ow Zachodu i w ciagu 811 lat ustala nasza nauke na calej ziemi. Nauka Buddhy bedzie plynela powietrzem w postaci lagodnego lub burzliwego wiatru, bedzie biegla przez g'ory i lasy drogami niewidzialnymi, bedzie sie saczyla podziemnymi potokami coraz to glebiej, coraz to dalej…
— To stalo sie w owym dniu na wiele wiek'ow przed nami. Lama Turdzy-Gamba nie powr'ocil do Tybetu, lecz pozostal tu, w Ta-Kure, gdzie wtedy istniala jedna tylko mala kaplica „obo”. Stad odbywal on podr'oze do stolicy chan'ow w Karakorum i do stolicy Chin w celu umocnienia imperatora w wierze, udzielania mu rad i przepowiadania los'ow narod'ow i pa'nstw.
Bogdo milczal przez chwile, po czym ciagnal dalej.
— Ta-Kure — to stare gniazdo „z'oltej wiary”… Gdy Dzengiz-Chan przedsiewzial wyprawe do Europy, poszli z nim na wojne odwazni Oletowie-Kalmucy, kt'orzy jednak juz nie powr'ocili do swych step'ow, pozostawszy na Woldze i na brzegach wielkiego morza[16].
Po kilku wiekach powolali ich do Mongolii lamowie „z'oltej wiary”, aby stoczyli walke z kr'olami Tybetu i z lamami — „czerwonymi kolpakami”, kt'orzy ujarzmili lud Tybetu. Kalmucy zwyciezyli, rozbroiwszy okolo jeziora Tengri-Nur wojska „czerwonych kolpak'ow”. Lecz w'owczas zrozumieli, ze Lhassa, Taszy-Lumpo i Sakkya[17] leza zbyt daleko od 'swiata mongolskiego, od rdzennych szczep'ow dzengizowych, a wiec nie moga szybko i dzielnie szerzy'c nauki Buddhy po'sr'od narod'ow Azji. Ksiaze kalmucki, Guszy-Chan, przywi'ozl z Tybetu do Urgi 'swietego lame, imieniem Undur-Gegeni, kt'ory byl w podziemiu „Wladcy 'Swiata”. Byl on pierwszym przeistoczonym „Zywym Buddha” i od tej pory istnieje dynastia „Zywych Buddh'ow” — Bogdo, chan'ow mongolskich. Pozostawil on nam w spu'sci'znie sygnet Dzengiza, kubek z czaszki tajemniczego, czarnego cudotw'orcy z nieznanej ziemi. Z tego kubka pil wode 1600 lat temu kr'ol Tybetu, nabozny Srongtsan. Pierwszy „Zywy Buddha” sprowadzil do Mongolii kamienny posag Buddhy, kt'ory byl przywieziony z Delhi do Tybetu przez zalozyciela „z'oltej wiary”, Paspe…
Bogdo klasnal w dlonie; w'owczas jeden z lam'ow wyjal z czerwonej chustki duzy klucz srebrny i otworzyl stojaca na stole szkatule z pieczeciami. Starzec opu'scil reke i wyjal pudelko z ko'sci, w kt'orym przechowywano wielki sygnet zloty z czarna emalia oraz z duzym rubinem z wyrznietym w nim znakiem swastyki.
— Ten pier'scie'n byl zawsze na prawej rece Dzengiza, a p'o'zniej Kublaj-Chana — obja'snil Bogdo.
Gdy zamknieto szkatule, „Zywy Buddha” rozkazal jednemu z maramb'ow[18] opowiedzie'c mi o „czarnym kamieniu”, najwiekszej relikwii lamaickiej, o kt'orej czesto wspominaja lamowie przy naboze'nstwach zimowych. Maramba glosem wyuczonym zaczal szybko recytowa'c:
— Gdy odwazny Guszy-Chan, w'odz Olet'ow, sko'nczyl wojne z „czerwonymi kolpakami” w Tybecie, wywi'ozl on z soba cudowny „czarny kamie'n”, kt'ory niegdy's byl przyslany Dalaj-Lamie przez „Wladce 'Swiata”. Guszy-Chan zamierzal zalozy'c na zachodzie Mongolii stolice „z'oltej wiary”, zeby zjednoczy'c w sercu Buddhy wszystkie szczepy Mongol'ow w Azji Centralnej. Lecz Oletowie zmuszeni byli walczy'c z Mandzurami o tron Chin, o te spu'scizne Wielkiego Mongola. Walka byla niepomy'slna i ostatni chan Amursana musial ukry'c sie w Rosji, lecz przedtem przyslal do Ta-Kure „czarny kamie'n”. Dop'oki byl on w reku „Zywego Buddhy”, choroby i 'smier'c nie grasowaly w Mongolii. Sto lat temu jacy's zbrodniarze ukradli te nasza relikwie. Pr'ozno buddy'sci szukaja jej po calym 'swiecie! Ze zniknieciem jej lud mongolski i jego stada wymieraja straszliwie!
— Do's'c! — rzekl Bogdo. — Chi'nczycy i Rosjanie znecaja sie nad nami, nasi sasiedzi poniewieraja nami. Zapomnieli oni o twardej rece swoich wladc'ow: Dzengiza, Ugedeja i Batyja. Lecz my przechowujemy stare przepowiednie i wierzymy, iz przyjdzie dzie'n zwyciestwa narod'ow plemienia mongolskiego i „z'oltej wiary”…
Tak m'owil „Zywy Buddha” i tak glosily zmurszale, rozsypujace sie w proch folialy.