home | login | register | DMCA | contacts | help | donate |      

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z
À Á Â Ã Ä Å Æ Ç È É Ê Ë Ì Í Î Ï Ð Ñ Ò Ó Ô Õ Ö × Ø Ù Ý Þ ß


my bookshelf | genres | recommend | rating of books | rating of authors | reviews | new | ôîðóì | collections | ÷èòàëêè | àâòîðàì | add

ðåêëàìà - advertisement



VIII. Potomek Krzyzak'ow i Pirat'ow

— Niech pan mi opowie o sobie i o swoich przej'sciach! — poprosil mnie baron przy herbacie.

Opowiedzialem mu wszystko, co moglo go interesowa'c i rzeczywi'scie byl on bardzo przejety moja historia.

— A teraz ja zaczne swoja spowied'z, zeby pan wiedzial, z kim ma do czynienia — zaczal Ungern, bacznie wpatrujac sie we mnie swymi palajacymi oczyma. — Imie moje jest otoczone taka nienawi'scia i strachem, ze nikt nie wie naprawde kim jestem, gdyz historie splatano z mitem, rzeczywisto's'c z fantazja, prawde z oszczerstwem. Kiedy's w swoich pamietnikach opisze pan moze te podr'oz przez Mongolie i pobyt u „szalonego Ungerna”…

Spu'scil powieki i palac papierosa zaczal rzuca'c urywane zdania, 'spieszac sie, nie ko'nczac sl'ow, jak gdyby w obawie, ze kto's mu moze przeszkodzi'c.

— R'od Ungern von Sternberg'ow jest bardzo stary. Mieszanina Niemc'ow z Wegrami, Hunami z czas'ow Attyli. Moi wojowniczy przodkowie uczestniczyli we wszystkich wyprawach krzyzowych. Jeden z Ungern'ow zginal w Jeruzalem, walczac pod sztandarami Ryszarda „Lwie Serce”, a nawet tragiczna wyprawa krzyzowa dzieci miala w liczbie swych ofiar Ralfa Ungerna, jedenastoletniego krzyzaka. Gdy na kresy wschodnie imperium niemieckiego posylano naj'smielszych i najokrutniejszych rycerzy, w'sr'od nich byl m'oj przodek, Artur baron Halsa-Ungern-Sternberg. Na wschodzie obszar'ow niemieckich rycerze ci zalozyli zakon Teuton'ow, ogniem i mieczem szerzac chrze'scija'nska nauke o milo'sci bli'zniego w'sr'od dzikich pogan: Litwin'ow, Est'ow i Slowian. Teuto'nski zakon rycerski zawsze mial po'sr'od swoich „braci” przedstawicieli mego rodu. Pod Grunwaldem zginelo dw'och Ungern von Sternberg'ow. R'od m'oj, jak juz wspomnialem, byl wojowniczy i religijny, wiec sklonny do mistycyzmu i ascetyzmu. W XVI i XVII wieku na ziemiach Est'ow i Lotysz'ow bylo kilku baron'ow Ungern'ow, po kt'orych pozostaly stosy kronik z legendami i powie'sciami o ich zyciu i czynach. Henryk Ungern, przezwany „Toporem”, byl „blednym rycerzem”. Turnieje Francji, Wloch, Hiszpanii i Brytanii znaly to imie, strachem przejmujace serca zapa'snik'ow. Henryk odznaczal sie niezwykla sztuka wladania toporem bojowym. Zostal zabity w Kadyksie przez rycerza maureta'nskiego, kt'ory rozwalil mu czaszke wraz z helmem uderzeniem topora. Ralf Ungern, baron na Sternbergu, mial swoja siedzibe okolo go'sci'nca pomiedzy Rewlem a Ryga i pod gro'zba 'smierci zmuszal wszystkich podr'oznik'ow do placenia mu daniny. Baron Piotr Ungern byl wla'scicielem zamku na wyspie Dago na Baltyku, gdzie wybudowal sobie cala flotylle okret'ow zaglowych, kt'ore staly sie postrachem i kleska dla kupc'ow.

Od tego przodka, rozb'ojnika morskiego, rozpoczela sie cala dynastia Ungern'ow, pirat'ow i marynarzy, do kt'orych naleze i ja. Wreszcie legendy znaja jeszcze jednego barona mego nazwiska, kt'ory zyl u schylku XVII wieku. Mial na imie Wilhelm, a przydomek „Brat Szatana”. Przydomek ten przyslugiwal mu z tego powodu, iz baron byl alchemikiem i dawal w swoim domu przytulek wszystkim magom i czarownikom, prze'sladowanym w Europie za tajemne praktyki.

Wspomnialem juz, ze Piotr Ungern dal poczatek morskiej dynastii Ungern'ow. Potomkiem Piotra — pirata w prostej linii byl m'oj dziad, kt'ory doplynal na wlasnym zaglowcu az do Oceanu Indyjskiego, gdzie zajmowal sie rabunkiem i rozbijaniem angielskich okret'ow handlowych. Do czas'ow bolszewickich w naszym palacu przechowywaly sie wspaniale, starozytne meble mahoniowe, zdobyte przez dziada na jednym z zatopionych przez niego okret'ow. W ciagu kilku lat dziad m'oj operowal bezkarnie na oceanie, lecz nareszcie Anglicy wzieli go do niewoli i oddali w rece konsula rosyjskiego, kt'ory odeslal go do Petersburga. Tam go sadzono i zeslano na cale zycie do Zabajkala. Taka jest moja laczno's'c z Syberia Wschodnia. Z wyksztalcenia jestem marynarzem, gdyz uko'nczylem szkole kadet'ow morskich w Petersburgu, p'o'zniej za's wstapilem do pulku kozak'ow zabajkalskich, w kt'orym walczylem najpierw z Japo'nczykami, a p'o'zniej z Niemcami. W tej ostatniej wojnie zostalem odznaczony za waleczno's'c oficerskim krzyzem 'Sw. Jerzego. W czasie pokoju zycie moje uplywalo na studiowaniu filozofii i buddyzmu. Dziad m'oj przywi'ozl z soba z Indii kajdany rosyjskie i indyjski buddyzm. Ojciec m'oj r'owniez byl wyznawca buddyzmu i mnie go przekazal. Posiadam pismo ofiarowane memu dziadowi przez jednego 'swiatobliwego indyjskiego mahatme — yoga; dzieki temu pismu mialem wstep tam, dokad chyba tylko Dalaj-Lama lub Taszy-Lama bywaja dopuszczani przez kaplan'ow pierwotnego kultu Sakkya-Muni. W swoim czasie chcialem zalozy'c zakon wojskowych buddyst'ow do walki z rozpusta rewolucji…

Baron umilkl i pil filizanke po filizance czarnej jak kawa herbaty.

— Rozpusta rewolucji… Czy my'slal pan kiedy o tym? Czy ktokolwiek w og'ole zastanawial sie nad ta kwestia? Moze jedynie tajemniczy Swedenborg lub najmedrszy z medrc'ow Taszy-Lama w Tybecie!…

Przytaczajac teorie naukowe, tytuly dziel, nazwiska uczonych i pisarzy, oraz cytaty z biblii i z literatury buddyjskiej, ten potomek pirata i „Brata Szatana” zaczal m'owi'c natchnionym, podniesionym glosem, mieszajac jezyk rosyjski z niemieckim i wtracajac przy tym co chwila wyrazy francuskie i angielskie:

— W buddyjskich starych ksiegach i apokryfach z czas'ow pierwszych chrze'scijan sa wskaz'owki i proroctwa, kt'ore glosza nadej'scie chwili, gdy powstana przeciwko sobie duchy dobre i zle. W'owczas ma przyj's'c nieznany „Przeklety”, aby ogarna'c cala ziemie i wytepi'c ludzko's'c, zabijajac kulture i moralno's'c. Geniusze i szale'ncy, te bli'znieta tragiczne, wyra'znie odczuwaja zblizanie sie okresu katastrof w historii ludzko'sci i przyj'scie „Przekletego”, kt'orego bronia jest rewolucja. Miejsce dawnego, bogatego w do'swiadczenie, intelektu-tw'orcy zastepuje dzika wola burzyciela. Na pierwszy plan wysuwa sie zadania instynkt'ow nizszych, co nadaje my'sli charakter spekulacyjny we wszystkich jej przejawach, a wiec w polityce, ekonomii, nauce i sztuce. Ludzko's'c odbiega daleko od duchowych zagadnie'n i daze'n. Historia ludzko'sci dowiodla, ze powinni'smy zmieni'c kierunek naszej my'sli i zastosowa'c tw'orczo's'c w dziedzinie kwestii moralno-duchowych. Prady te ujawnily sie juz przed wybuchem wojny 'swiatowej w 1914 roku. Lecz w'owczas, jak zwykle w takich okresach, zjawil sie Ten, o kt'orym m'owi apostol Jan w Apokalipsie, Ten, kt'ory sie zjawial Chrystusowi na puszczy; Ten, z kt'orym walczyli Buddha, Paspa, zalozyciel lamaizmu wsp'olczesnego i pierwsi chrze'scijanie; obecno's'c kt'orego ze zgroza i trwoga odczuwali Dante, Michal Aniol, Leonardo da Vinci, Tasso, Goethe, Dostojewski. Ten „Przeklety” jest juz po'sr'od rzeszy ludzkiej i cofa fale kultury i duchowego postepu od Boga ku sobie. W ten spos'ob „Przeklety” rekami zbroczonymi krwia rewolucji wstrzymuje umyslowy i psychiczny bieg ludzko'sci do 'swietlanej mety — b'ostwa. Sprawiedliwy i milo'sciwy „Wielki Nieznany”, antyteza i wr'og „Przekletego”, postawil przy progu naszego zycia nie znajaca gniewu i milo'sci Karme. Robi ona zimny porachunek naszych czyn'ow, odmierza i wazy. Karma podsumowuje wszystko, co „Przeklety” zasial w'sr'od ludzko'sci, a wiec: gl'od, choroby, ruine, 'smier'c kultury, slawy, honoru, ducha, 'smier'c pa'nstw i lud'ow… Widze, widze juz te groze, te ponura, szalona zaglade 'swiata i ludzi.

Drzwi jurty nagle sie rozwarly i w progu ukazal sie sztywnie wyprostowany adiutant barona.

— Czego chcesz? — gniewnie krzyknal Ungern.

— Ekscelencjo! Nasz wysuniety na p'olnoc patrol schwytal sze'sciu wywiadowc'ow bolszewickich w poblizu granicy i przyprowadzil ich do sztabu…

Baron zerwal sie z poslania. Oczy jego miotaly pioruny, a twarz drgala konwulsyjnie.

— Postawi'c je'nc'ow przed moja jurta! — rozkazal cichym, syczacym glosem. — Id'z!…

W tej chwili baron nie pamietal o niczym: uduchowiona, natchniona mowa, przenikajacy do serca glos — wszystko to utonelo w bezmiernym gniewie, kt'ory jak wicher szalal w jego sercu.

Ungern nacisnal czapke na glowe, schwycil sw'oj nieodstepny taszur i wypadl z jurty. Wyszedlem za nim. Przed jurta stali je'ncy otoczeni przez uzbrojonych kozak'ow, zziajanych daleka i szybka jazda.

Baron zatrzymal sie przed czerwonymi zolnierzami i przez kilka minut wpatrywal sie w ich oczy, nie odrywajac od nich wzroku. Na jego twarzy zna'c bylo ogromny wysilek my'sli i woli. Wreszcie odszedl, usiadl na progu jurty, zdjal czapke i utkwiwszy oczy w ziemie jal mocno trze'c czolo. Nagle powstal i stanowczym krokiem zblizyl sie do je'nc'ow.

— Sta'n wiecej na lewo — a ty na prawo… — rozkazywal baron je'ncom, z lekka uderzajac kazdego taszurem w prawe ramie.

Dw'och przeszlo na lewo, czterech na prawo.

— Zrewidowa'c ubranie tych dw'och! — zakomenderowal. — To sa komisarze sowieccy!

Zwracajac sie za's do czterech wyleknionych je'nc'ow stojacych na prawo, rzekl do nich:

— A wy jeste'scie chlopami, zmobilizowanymi przez bolszewik'ow.

— Wedle rozkazu, ekscelencjo!… — wrzasneli je'ncy zupelnie nie podlug dyscypliny bolszewickiej. — My nie ze swojej woli.

— Id'zcie do komendanta i powiedzcie mu, ze przyjmuje was do oddzialu tybeta'nskiego — rzekl spokojnie baron.

Ucieszeni „bolszewicy” natychmiast opu'scili podw'orze strasznego generala. Tymczasem u dw'och pozostalych znaleziono w podszewce cholew paszporty politycznych komisarzy sowieckich.

Baron nachmurzyl czolo i powoli wymawiajac kazde slowo rzucil w przestrze'n rozkaz:

— Zatluc ich kijami!

Po czym wszedl do jurty i usiadl, lecz po tym zaj'sciu rozmowa juz sie nie wiazala. Pozegnalem wiec wkr'otce generala i wyszedlem. Gdy'smy po obiedzie u moich go'scinnych gospodarzy, na kt'orym bylo kilku ungernowskich oficer'ow, rozmawiali wesolo, jeden z obecnych trwoznie podni'osl glowe i szepnal ze strachem:

— Gdzie's w poblizu przejechal w tej chwili baron…

Wszyscy umilkli, lecz po chwili rozmowa potoczyla sie dalej. Nagle tuz pod oknem ryknal samoch'od, po czym do pokoju wbiegl nastraszony sluzacy z okrzykiem:

— Baron!…

Lecz Ungern stal juz na progu. Bardzo uprzejmie powital wszystkich i zwracajac sie do gospodarzy, prosil o pozwolenie zabrania mnie do siebie w naglej sprawie. Dostrzeglem przerazenie na twarzach niekt'orych moich nowych znajomych, lecz ja osobi'scie bylem spokojny, gdyz rozumialem juz dusze „krwawego generala”.

Zaczalem sie ubiera'c i z przyzwyczajenia wlozylem do kieszeni mego palta rewolwer.

— Niech pan zostawi te zabawke! — z u'smiechem zawolal baron. — Tu panu juz nic nie zagraza. Zreszta hutuhtu z Narabanczi przepowiedzial panu, ze „szcze'scie zawsze z nim bedzie! ”

— A tak! — zgodzilem sie — lecz hutuhtu nie powiedzial, co on uwaza dla mnie za szcze'scie. Moze 'smier'c — najlepszy odpoczynek po mojej wl'oczedze? Musze sie jednak przyzna'c, ze wole jeszcze podr'ozowa'c, byle zy'c.

Wsiedli'smy do samochodu, kt'orym kierowal wyprostowany i sztywny jak posag oficer bez czapki.

— W strone radiostacji — rozkazal baron.

Pomkneli'smy.

W Urdze, jak w dzie'n tak i wieczorem, tetnilo zycie.

Tylko w nocy bylo ono dziwniejsze i bardziej tajemnicze. Po'sr'od hala'sliwego tlumu przejezdzali je'zd'zcy r'oznych szczep'ow mongolskich, odr'ozniajacych sie wzajemnie forma kulbak i sposobem trzymania sie na siodle. Szla powaznie karawana naladowanych wielblad'ow; ciagnely ciezkie wozy — „arby” o dw'och kolach, skleconych z sze'sciu kawalk'ow grubo ciosanego drzewa, nabitego olbrzymimi gwo'zdziami; a wszystko to bylo zalane fioletowym 'swiatlem duzych latarni elektrycznych. Po opanowaniu Urgi baron natychmiast rozkazal poprawi'c zepsuta od dawna stacje elektryczna, oczy'sci'c ulice miasta, kt'ore zapewne od czas'ow Dzengiz-Chana nie znaly miotly i dezynfekcji, i zainstalowa'c sie'c telefoniczna. Powstaly r'ozne warsztaty i fabryczki, zaczely funkcjonowa'c szkoly, szpitale, ambulatoria, punkty weterynaryjne, ruch autobusowy; naprawiono drogi, domy i mosty. Baron opiekowal sie handlem i przemyslem i nielito'sciwie wieszal rosyjskich i mongolskich zolnierzy za okradanie sklep'ow chi'nskich.

Stolica „Zywego Buddhy”, spadkobiercy tronu wielkiego Dzengiza, zalana elektryczno'scia! Doprawdy, byl to nie mniejszy cud niz wszelkie praktyki czarownik'ow mongolskich!

Gdy'smy wjezdzali do dzielnicy rosyjskiej, na mo'scie przerzuconym przez maly potok stalo kilku zolnierzy, flirtujacych z Mongolkami. Zolnierze skamienieli w postawie wojskowej przed generalem, dwie Mongolki uciekly pod most, a reszta kobiet w przerazeniu pozostala na miejscu. Po chwili wszystkie podniosly dlonie do swoich uczesa'n fantastycznych salutujac po wojskowemu.

General u'smiechnal sie i rzekl do mnie:

— Czy pan widzi, jaka u mnie panuje dyscyplina? Nawet Mongolki salutuja!

Za miastem samoch'od pomknal jeszcze szybciej. Zimny wiatr zrywal czapki i rozrzucal poly palt. Baron, przymknawszy oczy, widocznie rozkoszujac sie szybka jazda, szeptal chwilami:

— Predzej!… predzej!…

Szofer przy'spieszal biegu, az powietrze 'swistalo w uszach. Milczeli'smy. Nagle baron sie odezwal:

— A ja wczoraj obilem adiutanta za to, ze nie pozwolil mi doko'nczy'c opowiadania…

— Przeciez general moze to uczyni'c obecnie! — odparlem.

— Czyz panu to jeszcze nie zbrzydlo? — zapytal, a w jego glosie poslyszalem rado's'c. — No dobrze! Teraz nastapi cze's'c najciekawsza…

Ungern usiadl wyprostowany jak 'swieca, nie dotykajac poduszek samochodu i palac papierosa za papierosem rozpoczal:

— Mialem zamiar zalozy'c w Rosji zakon wojskowych buddyst'ow. Po co? — Dla obrony moralnej ewolucji ludzko'sci od zgubnych wplyw'ow rewolucji, gdyz jestem tego zdania, ze postep ewolucyjny prowadzi do idealu, tj. b'ostwa, rewolucja za's po gwaltownym skoku naprz'od wstrzymuje rozw'oj i prowadzi wstecz do zezwierzecenia. Lecz dzialalem w Rosji, w tym przekletym kraju, gdzie nie ma dyscypliny w narodzie, gdzie chlop chodzi do cerkwi chrze'scija'nskiej, wierzy za's w wied'zmy i czary, gdzie klasa inteligentna dba tylko o wlasne zadowolenie i przyjemno'sci. Lud brutalny, dziki, niepi'smienny, powiedzialbym nie lud, lecz specjalny zoologiczny rodzaj ssacych; romantyczny inteligent rosyjski wmawial w siebie i innych, ze nar'od rosyjski jest meczennikiem, roznosicielem idei b'ostwa, wszech'swiatowej tesknoty ku dobru, wmawial, nie znajac swego narodu i nie kochajac go wcale.

Wobec takich wla'sciwo'sci charakteru moi towarzysze zaczeli sie wylamywa'c spod praw mego „zakonu”. Wtedy wprowadzilem celibat, wyrzeczenie sie wyg'od zyciowych i zbytk'ow podlug ustawy klasztor'ow lamaickich. Zeby za's da'c uj'scie energii, pozwolilem na nieograniczone uzywanie w'odki, opium, haszyszu… Teraz za picie w'odki — wieszam, w'owczas za's upijali'smy sie do delirium tremens. Oczywi'scie zakonu nie utworzylem, lecz wychowalem dwie setki dzielnych, bezwzglednie odwaznych oficer'ow, kt'orzy polozyli wielkie zaslugi w wojnie z Niemcami i z bolszewikami. Wszystkich, kt'orzy pozostali przy zyciu, zuzytkowal p'o'zniej hetman Siemionow, lecz niestety jest juz ich bardzo niewielu… Wojna — zla macocha!…

— Radio, ekscelencjo! — oznajmil szofer.

— Zatrzymaj sie! — rozkazal general.

Obejrzeli'smy duza stacje telegrafu iskrowego, dobrze urzadzona przez Amerykan'ow dla rzadu chi'nskiego. Przeczytali'smy kilka przejetych telegram'ow pomiedzy Moskwa, Wladywostokiem i Pekinem. Pokazano nam jaka's depesze ze szczytu wiezy Eiffel w Paryzu. Baron kazal natychmiast posla'c kilka telegram'ow do sztabu, dla umieszczenia ich w wychodzacej od czasu do czasu jednodni'owce, wydawanej w drukarni nalezacej do konsulatu rosyjskiego.

Gdy sko'nczyli'smy czytanie depesz i ogladanie stacji, baron zaprosil mnie do samochodu i zapalajac papierosa zawolal z radosnym u'smiechem:

— Teraz… w przestworze!

Szofer ruszyl pedem wiatru i wkr'otce utoneli'smy w mroku nocy, w przestrzeni bezgranicznych step'ow, poprzecinanych niewysokimi, pochylymi wzg'orzami. Nie moglem zrozumie'c, czemu nie rozbili'smy sie, nie ulegli'smy najokropniejszej katastrofie! Samoch'od skakal jak pilka po kamieniach i rowach, przebiegal przez male potoki, w niepojety spos'ob lawirowal po'sr'od nagromadzonych gdzieniegdzie odlam'ow skal. Szofer, tak umiejetnie kierujacy olbrzymia maszyna, musial mie'c chyba oczy zbika.

W mroku nocy zauwazylem male ogniki rudawe, kt'ore co chwila zapalaly sie lub gasly…

— To wilki! — u'smiechajac sie rzekl Ungern. — Nakarmili'smy je do syta swoim i nieprzyjacielskim miesem. — Ale pozwoli pan, ze bede dalej opowiadal o swoich przej'sciach.

Zwr'ocil sie do mnie i wpatrujac mi sie swoim zwyczajem w oczy, zaczal:

— Podczas wojny niemieckiej zaprzyja'znilem sie z Gregorym Siemionowem. Obaj odnie'sli'smy duzo ran i otrzymali'smy krzyze walecznych. Na froncie widzieli'smy stopniowy rozklad armii, spodlenie duszy rosyjskiego chlopa i mieszczanina, przewidywali'smy zdrade Rosji wzgledem sojusznik'ow i rozumieli'smy cala glebie niebezpiecze'nstwa, zagrazajacego ludzko'sci ze strony rewolucyjnej dziczy rosyjskiej. W'owczas towarzysz m'oj, zwykly esaul kozacki, a obecnie hetman wszystkich kozak'ow syberyjskich, Siemionow, ulozyl olbrzymi, porywajacy plan. My sie z nim rozumiemy. Siemionow to na p'ol Mongol, ja buddysta. Siemionow postanowil polaczy'c wszystkie szczepy mongolskie, zwiazane pomiedzy soba krwia plemienna lub jednakowym kultem religijnym, w jedno pa'nstwo azjatyckie, skladajace sie z autonomicznych cze'sci pod moralnym kierownictwem Chin, kraju najstarszej i najwznio'slejszej kultury duchowej. Pa'nstwo to powinno by by'c silne moralnie i fizycznie; musialoby sie zabezpieczy'c od wplyw'ow rewolucji wysokim murem surowych i madrych praw oraz broni'c swojej duchowej podwaliny: kultu, wiary, filozofii i polityki. Jezeli zdemoralizowana i szalona ludzko's'c nie zatrzyma sie w swym biegu ku przepa'sci i wyda na zaglade caly dobytek ducha ludzkiego, pa'nstwo azjatyckie bedzie zmuszone polozy'c temu tame i zabezpieczy'c ludzko'sci dlugotrwaly pok'oj. Tak my'slal hetman Siemionow i bedac jeszcze na froncie niemieckim, rozpoczal agitacje po'sr'od Buriat'ow i Turkmen'ow. Slowo hetmana padlo na urodzajna glebe! Zreszta nie moglo by'c inaczej. Wszyscy Azjaci z wyjatkiem Japo'nczyk'ow rozumieja, ze spekulacyjna kultura zachodu prowadzi ludzko's'c do zguby, zatruwajac ja bakcylami rewolucji. Plan zjednoczenia Mongol'ow byl bliski urzeczywistnienia w 1918 roku, kiedy Rosja haniebnie zdradzila Francje, Ameryke i Anglie. Wtedy Siemionow oznajmil, ze nie moze pozostawa'c w szeregach zdrajc'ow, protestowal przeciwko traktatowi zawartemu w Brze'sciu Litewskim i wyjechal do Zabajkala w celu werbunku ochotnik'ow dla naszej wojny z Niemcami. Z nim razem pojechalem tez i ja oraz kilku innych oficer'ow. Postanowili'smy zmobilizowa'c Azje do wojny z Niemcami, poslali'smy emisariuszy do Mongolii, Tybetu, Turkiestanu i Chin. Sprawy szly dobrze. Ale wtedy wla'snie bolszewicy zaczeli wytepia'c oficer'ow i byli'smy zmuszeni rozpocza'c walke obronna, kt'ora przeszla w zacieta wojne domowa. Na og'olna organizacje azjatycka nie pozostawalo juz czasu! Uformowali'smy swa armie, nie przestajac marzy'c o dniu, kiedy obudzimy cala Azje mongolska i z jej pomoca utrwalimy pok'oj i Boga na zalanej krwia ziemi. Ze swej strony dopomoglem temu przebudzeniu sie Azji, dajac niepodleglo's'c prastaremu krajowi wladcy Azji, slawnego i madrego Dzengiza… A mimo to hetman Siemionow obawia sie mnie, mojej surowo'sci i okrucie'nstwa. Nie moze jeszcze zrozumie'c, ze prowadzimy walke nie z partia polityczna, lecz z „sekta” spiskowc'ow przeciw calej duchowej kulturze ludzko'sci, przeciwko idei b'ostwa. Prosze mi wytlumaczy'c, dlaczego Wlosi skazuja na 'smier'c czlonk'ow mafii „czarnej reki”, dlaczego Amerykanie sadzaja na fotelu elektrycznym anarchist'ow-bombist'ow i dlaczego ja nie mam tepi'c bolszewik'ow, morderc'ow duszy i ciala spolecze'nstwa? Siemionow — p'ol-Rosjanin, p'ol-Mongol — czlowiek wrazliwy i miekki, ja za's jestem Teutonem, potomkiem „Brata Szatana” i pirat'ow. Dla sekty morderc'ow — tylko 'smier'c!… Wracamy do Urgi!…

Po dw'och godzinach zamajaczyly przed nami dalekie jeszcze ognie miasta.


VII. W mie \scie „zywych bog\ow” | Zwierzęta, ludzie, bogowie | IX. Ob \oz meczennik\ow